Sesja na polu słoneczników była moim odwiecznym marzeniem. Udało się!
Dzwoni telefon. „Halo! Mam dla Ciebie wieści!”-mówi Paweł. Na szczęście siedziałam, bo ilość informacji jaką miał mi do przekazania, zwalała z nóg. Nie widzieliśmy się dość długo, było sporo do nadrobienia. „Chciałbym się umówić na sesję! Pamiętasz Małgosię? No więc się oświadczyłem. Oprócz tego spodziewamy się dziecka”.
-”Czekaj, co!? Kiedy? W ogóle ogromne gratulacje Pablo!” – przyznam, że tyle wiadomości wypowiedzianych jednym tchem, było lekkim zaskoczeniem. Jednocześnie zaczęłam w pośpiechu przeglądać kalendarz. Już wiedziałam, dokąd ich zabiorę! Wymieniłam tylko kilka zdań z Małgosią odnośnie pomysłu. Na szczęście nasze wizje były bardzo spójne. Sesja na polu słoneczników to był strzał w dziesiątkę! I tak się potoczyła nasza lipcowa rozmowa przez telefon.
Dwa tygodnie później trafiłam na idealny zachód słońca. Małgorzata jakby wiedziała- była już doskonale przygotowana do zdjęć. Zastałam ją z wielką walizką ubrań! Zadbała także o czarny kolor koszuli dla Pawła. Wieczorem pognaliśmy na ogromne pole słoneczników, niedaleko Bydgoszczy Tło, które widzicie poniżej, to żaden fotomontaż. One naprawdę ciągnęły się aż po sam horyzont! Ten krajobraz przyciągnął mnie tu jak magnes. Idealna miejscówka do sesji portretowych, rodzinnych i narzeczeńskich. Zwłaszcza tych ostatnich.
Chciałam, żeby to wieczorne, złote słońce podkreśliło piękno tego miejsca.
Sesja Małgosi i Pawła jest jedną z moich ulubionych i przedstawiam Wam ją z dumą. Było idealnie! Zabawnie, na luzie, ze szczyptą romantyzmu. Uznaliśmy, że mimo iż wiadomo już było, że para spodziewa się dziecka, sesję ciążową odłożymy na grudzień.
Efekty naszej słonecznikowej sesji o zachodzie słońca możecie zobaczyć poniżej. Myślę, że zaręczyny zostały uczczone należycie a Wy? 🙂